ODEBRAĆ POLSKĘ POLITYKOM
Paweł Kukiz – bezpartyjny kandydat startujący w nadchodzących wyborach prezydenckich, aktywnie zaangażowany w ideę wprowadzenia w Polsce Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, oprócz tego muzyk, samorządowiec, patriota. Zgodził się opowiedzieć naszym czytelnikom o swojej wizji Polski i demokracji
Dlaczego zdecydowałeś się kandydować w wyborach prezydenckich i wystartowałeś jako kandydat bezpartyjny?
Bo wierzę w możliwość utworzenia struktur prawdziwie obywatelskich bez uprzedniego tworzenia struktur partyjnych. Moim nadrzędnym celem nie jest sprawowanie takiego czy innego urzędu, moim celem jest Polska dla obywateli. Chcę, żeby najaktywniejsi, przedsiębiorczy Polacy wrócili do kraju z Anglii, Irlandii i innych krajów, żeby mogli pracować i godnie żyć tu, w swojej Ojczyźnie. To polityczna klasa próżniacza powinna szukać pracy gdzie indziej.
Czyżbyś uważał, że obecnie nie spełniamy niezbędnych standardów?
Minister Spraw Wewnętrznych, nie mając pojęcia o fakcie, że jest nagrywany, w jednym zdaniu dosadnie zanalizował obecny stan naszego Państwa... byłem przerażony, bo to nie było zdanie wypowiedziane przez panią Halinkę w spożywczaku, ale przez Ministra Spraw Wewnętrznych RP. Niewyobrażalne, aby w Niemczech, Anglii czy Francji tak ważny urzędnik po wypowiedzeniu podobnej sentencji mógł cieszyć się niezmąconym spokojem w myśl zasady: nic się nie stało, a nawet jeżeli, to i tak nic mi nie zrobicie...
W wyborach do Sejmu nadal obowiązuje w Polsce system proporcjonalny. Przez kogo i dlaczego, zdaniem Pawła Kukiza blokowane jest wprowadzenie systemu JOW?
Wprowadzenie JOW może rozwalić cały układ „okrągłostołowy” z 1989 roku, dzięki któremu wciąż ta sama, dość wąska grupa, może już od ponad 25 lat wybierać się spomiędzy siebie. Zwraca uwagę fakt, że od wielu kadencji w Sejmie nie ma praktycznie nowych ludzi. Jeżeli już następują jakieś zmiany, to głównie dlatego, że część z tych polityków po prostu umiera. Jeżeli uważnie prześledzi się nazwiska posłów wielokadencyjnych, to rzuca się w oczy pewna grupa, swojego rodzaju arystokracja, która działa według zasady „dziel i rządź”. Zakleszczyli się w Sejmie właśnie dzięki systemowi partyjnemu i zagwarantowali sobie ustawowo, żeby żadna nowa indywidualność nie została wpuszczona do ich zamkniętego kręgu.
Czy dlatego uczyniłeś JOW-y, osią swojej kampanii? Co Twoim zdaniem mogą zmienić w polskiej polityce, a przede wszystkim w życiu przeciętnego obywatela naszego kraju?
JOW-y nie są oczywiście panaceum na całe zło, ale wystarczy rzut oka na mapę świata, żeby stwierdzić, że cechują one rozwinięte demokracje przykładowo angielską czy szwajcarską. Z kolei system proporcjonalny jest typowy m.in. dla państw dawnej Europy Wschodniej oraz państw powstałych po rozpadzie Związku Radzieckiego. Dla mnie wybór jest więc oczywisty. Dodatkowy argument jest taki: JOW-owski model nie wymaga milionowego elektoratu urzędniczego, który jest cechą charakterystyczną obowiązującej dziś w Polsce ordynacji proporcjonalnej. Ordynacja i liczba urzędników to elementy, które są ze sobą ściśle powiązane: tam gdzie pojawiają się JOW-y, odurzędnicza się państwo i odpodatkowuje się praca, co zazwyczaj stymuluje wzrost gospodarczy i pomaga generować nowe miejsca pracy. Dlatego trudno mi pojąć, czemu wciąż relatywnie niewielu Polaków domaga się przeprowadzenia tych fundamentalnych zmian. Bez zrobienia jednej zasadniczej rzeczy – zmiany systemu, nie ma sensu rozmawiać o następnym etapie. Rozmawianie w obecnych realiach o ulgach, na przykład prorodzinnych, w sytuacji, gdy nie ma JOW-ów, to co najwyżej chaotyczne łatanie dziur w poszatkowanych burtach tonącego statku jakim jest Polska. I to podczas ostrego sztormu. A my musimy ten statek zmodernizować od podstaw. Do tego dążę.
Czy wobec tego ustrój jaki panuje obecnie w Polsce to demokracja?
Demokracja? – wolne żarty – to z czym mamy obecnie do czynienia w Polsce to co najwyżej patriokracja. Demokracja to z definicji rządy ludu, a my obecnie obserwujemy przecież rządy partii. W demokracji to obywatel decyduje o tym, kto go reprezentuje, natomiast obecnie o tym, kto zostanie reprezentantem obywatela w Polsce, decyduje wódz partii, a obywatel może sobie co najwyżej wybrać jednego z ciemiężycieli. Mamy rozdźwięk pomiędzy prawem zapisanym i stanem faktycznym. Z jednej strony Konstytucja gwarantuje nam, obywatelom możliwość kandydowania w wyborach parlamentarnych, jednak praktycznie kandydowanie jest uzależnione od tego, czy wódz którejś partii umieści danego kandydata na partyjnej liście wyborczej, a taki warunek nie jest przecież zapisany w Konstytucji! Podobnie było za czasów PRL-owskiej „demokracji ludowej”. Wybierać można było, owszem, ale wyłącznie spośród uprzednio „przebranych”.
Czy wobec tego widzisz szansę, żeby obecny system zmienić metodami demokratycznymi?
W obecnej chwili odpowiedź na to pytanie nie jest ani prosta, ani oczywista. Odpowiem dość ogólnie, że musimy zdawać sobie sprawę, że jeżeli system jest demokratyczny, to możemy zmienić go demokratycznymi metodami. W przeciwnym wypadku nie ma, albo prawie nie ma na to szans i wtedy być może będziemy musieli rozważyć użycie metod „parademokratycznych”.
Czy wobec tego oceniasz, że obecnie istnieją realne szanse na zmiany?
Gdybym w ogóle nie wierzył w możliwość zmian, to bym rzucił obowiązki w kampanii i samorządzie i śpiewał wesołe piosenki, jednak tego nie robię i pomimo wielu przeciwności działam nadal społecznie. Moim zdaniem obecna władza psuje i niszczy nasze Państwo, ignorując potrzeby obywateli i arogancko wyrzucając do kosza wnioski referendalne. Dlatego ja mówię nie o niszczeniu, ale o potrzebie naprawy i modernizacji Państwa od fundamentów. Dostrzegam ku mojej radości, że Polacy zaczynają się budzić. Pewnie nie będzie to łatwe, ale być może na końcu tej historii niektórzy mocno się zdziwią. Dlatego słysząc wypowiedź przedstawiciela obecnej władzy: „Polska istnieje tylko teoretycznie...”, od siebie dodaję: „... ale jeszcze nie zginęła”. Mówię wyraźnie: trzeba zmienić ustrój naszego Państwa, żeby móc rozwijać się jako demokracja. Dlatego my ten kraj odbierzemy z rąk polityków. My to wkrótce wygramy – razem.
Dziękuję za rozmowę
rozmawiał: Robert Szymański